Niech cię o to głowa nie boli ...
Autorem artykułu jest Richart Grel
Odwieczny problem - ból głowy. Ja sobie z nim radzę. A Ty. Ile dni zgubiłeś z życia? Ile proszków łykasz dziennie? Czy twój dzień może być lepszy?
Budzisz się rano z potwornym bólem rozrywającym ci czaszkę. Biegniesz do apteczki. Pospiesznie wywlekasz z opakowania dwie „goździkowe”. Popijasz pół szklanki wody i …
Myślałeś, że przestanie. Cały ranek słaniasz się na nogach szukając ubrań. W wielkim trudzie udaje ci się odnaleźć kluczyki do samochodu. Ściskając teczkę ruszasz do pracy modląc się aby przeżyć kolejny dzień. W biurze unikasz szefa i spojrzeń kolegów. – Oby tylko dali mi spokój – powtarzasz . Zasłaniasz się stertą papierów. Pijesz pierwszą, drugą, trzecią potem czwartą kawę. Częściej niż zwykle wychodzisz do toalety. Wyłączając komputer myślisz – przez ten okropny ból głowy znowu nic nie zrobiłem. Do domu starasz się wracać jak najwolniej, bo wiesz, że tam nie będzie wytchnienia do wieczora. Dzieciaki itp., itd. Telewizor przeszkadza, wiadomości drażnią a film, który oglądałeś już setki razy powoduje napad szału. Nerwowo biegasz palcami po pilocie przerzucając programy. Wreszcie rzucasz go w kąt tapczanu i mówiąc zażenowany „cały dzień mnie głowa boli, idę się położyć” wstajesz obdarowując domowników zbolałym spojrzeniem. Kładziesz się bez modlitwy. Przewracając się z boku na bok toczysz boje z poduszką. Zasypiasz około 4.30. …
Ile razy taki scenariusz uszykowało Ci życie? Jak często zmarnowałeś bezcenne godziny? Ile takich dni masz przed sobą? Tak nie musi być.
Wiele jest sposobów pozbycia się nieznośnego bólu i pełniejszego przeżycia dnia. Przedstawię ci poniżej mój własny sposób postępowania. Sposób który oparty jest na prostej zasadzie : „niech cię o to głowa nie boli”.
Zauważyłem, że ból głowy nie bierze się z nikąd. Przychodzi niby nagle a jednak jest efektem wcześniejszego postępowania. Zwykle pojawia się na skutek czynników powodujących stres. Może też być spowodowany nie dochowaniem diety a często naszych codziennych rytuałów. Mam w zwyczaju wypijać dwie kawy dziennie. Jedną rano, koło 10.00, drugą ok. 17.00. Zaobserwowałem prawidłowość. Gdy opuściłem popołudniową kawę, rano budziłem się z bólem głowy. Czyżby nałóg, głód kofeinowy. Nic podobnego. Zachwiany rytuał. Moja podświadomość komunikowała mi zaburzenie codziennego rytmu. Podobnie ból głowy pojawiał się w dni wolne od pracy. Gdy miast codziennej bieganiny w moim planie dnia pojawiało się „wolne”. Pustka objawiała się bólem a jedynym lekarstwem jej wypełnienie i wymyślenie sobie zajęcia. Co więcej, nie zajęcia fizycznego, które nieobciążonemu umysłowi pozwalało by mieć nadal „wolne”, ale zajęcia zmuszającego mój mózg do miarowej pracy. Takie obserwacje pozwoliły mi wysnuć moją teorię. Ból głowy powodowany jest przez czynniki powodujące gwałtowną zmianę aktywności umysłu oraz zachwianie jego dobowego cyklu. Może brzmi to poważnie i naukowo, ale dobrze jest swoje obserwacje ubrać w woalkę tajemniczości i potwierdzić chociażby quasi naukowymi stwierdzeniami.
Jak naukowo, to naukowo. Skoro ból jest reakcją, to poszukajmy akcji. W moim przypadku prawie wszystkie przyczyny miały jedno źródło. Stres. Przy głębszym rozmyślaniu każdy bolący dzień był następstwem wcześniejszych zdarzeń powodujących napięcie nerwowe. Stąd niedaleko do rozwiązania problemu. Nie mam czasu na chorobę. Muszę żyć pełnią życia. Żaden problem nie może stanąć mi na drodze. Szukam więc sposobów na pozytywne myślenie i wdrożenie w życie twierdzenia „w połowie pełnej szklanki”. Szereg teorii udowadnia jednak, że życie nie jest takie fantastyczne. Fortuna kołem się toczy więc raz na wozie, raz pod wozem. Każdy ma dni lepsze i gorsze. Skoro więc już mnie ból głowy dopadnie. Oto moja teoria.
Działanie mózgu opiera się na przewodzeniu elektryczno-chemicznym. Ból pojawia się w miejscach, w których to przewodzenie jest utrudnione. Na skutek bólu nieświadomie blokujemy myśli, staramy się nie myśleć. Pozwólmy więc udrożnić nasze synapsy, odetkać nasze połączenie między komórkami w mózgu i myślmy. Myślmy bardzo intensywnie. Myślmy o sprawach poważnych, twórczych. Takie myślenie „do wewnątrz” powoduje zmianę napięcia między poszczególnymi połączeniami – dendrytami. Nazwane przeze mnie „myślenie do wewnątrz” daje się poczuć. Ja odczuwam je jako ewidentną ulgę i uspokojenie. To odczuwalne rozładowanie napięcia w korze mózgowej przyrównać można do zapachu powietrza po burzy. Jak nauczyć się myśleć do wewnątrz. Najprostszy sposób to rozmowa z samym sobą. Dialog na poziomie ja – Ja. To modlitwa, a właściwie rozmowa z Bogiem. Mantra. Każda forma duchowego dialogu. Jak rozpocząć dialog? Przypomnijcie sobie z podstawówki! Pytanie - odpowiedź. Wymaga to trochę ćwiczenia i nie od razu są znaczące efekty. Na początku odczuwa się chwilową ulgę. Potem powracający ze wzmożoną siłą ból, jak gdyby broniący się przed nami. Następnym etapem jest falowanie, które należy uspokoić regulując oddech i wsłuchując się w swój własny rytm. Efektem końcowym jest ukojenie i odprężenie.
Może to tylko moja technika. Każdy człowiek jest inny. Może musisz znaleźć swój sposób. Pamiętaj, każdy sposób naturalnego zwycięstwa z chorobą jest lepszy niż proszek maskujący objawy. Życzę powodzenia i niech cię głowa o to nie boli …
Artykuł pochodzi ze strony www.richart.dbv.pl
Zapraszam.
---Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz